Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biegnie ze młyna przez wioskę; noc ciemna, chłodna, zdaleka już błyszczą oświetlone okna karczmy, niby wilcze oczy! Do izby wejść nie śmie; stoi przytulona do ściany, dzwoni zębami z chłodu i niepokoju. W karczmie gadają, słyszy głosy, ale słów zrozumieć nie może, gdyż wiatr huczy jej nad głową, suche liście szeleszczą w sadach i przy drodze. Trochę na stronie, jak raz naprzeciw karczmy, stał cmentarz porosły drzewami, ztamtąd co chwila jęczący, głuchy szum dolatuje do niej; spogląda machinalnie w tę stronę i znowu zwraca oczy na okna karczmy. Drzwi skrzypnęły: wychodzą powoli jeden za drugim; jesienny wieczór prawie każdy w karczmie przepędza, ale więcej gadają niż piją, to też każdy o swoich siłach do chaty wraca. Michałko wypił nie więcej od drugich, tylko, że głowę ma słabą bardzo, więc lada czarka z nóg go zbija, wychodzi też zwykle ostatni, wyrzucają go raczej.
— Nu, posioł won! — słychać głos Szmula, — po co ławę zajmujesz! Nu, posioł! — krzyczy coraz głośniej. Jednocześnie drzwi się otwierają szeroko, ciężkie bezwładne ciało wypada z izby na ziemię w ciemnych sieniach. Natala jest już przy nim; podnosi, ciągnie za sobą; drży cała, ale siły ma dosyć. Michałkowi roi się może, że to djabeł schwycił go, jak swego. Najprędzej jednak nic mu się nie roi; idzie zwolna, wsparty na jej ramieniu, głowę przechyla z ramienia na ramię, mruży oczy i uśmiecha się. Oho, zaraz już będzie dziewczyna; krzywi usta jak dziecko, gdy się do płaczu zabiera; odchrząknął, no, to już pewno zaśpiewa cośkolwiek.
— Biedna... ja... ja... dziew...czyneńka! — zaciągnął jękliwie, echo powtórzyło w nocnej ciszy.
— Eh, milcz ty! Bożeż mileńki! — błaga żonka.
— Bied...na ja została... — ciągnie dalej coraz głośniej.
— Cicho, ty nie dziewczyna, ty szewc Michałko, słyszysz? — Rękę mu do ust przyciska, głowę ramieniem obej-