Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i na towar trzeba, i między ludźmi bez szeląga wstyd jakoś... Spoglądał przytem na żonkę z pod oka. Ona zaciskała zęby, stała na miejscu jak nieżywa; nie wytrzymałaby może, ale, niedowierzając sobie, przysięgła raz w kościele przed Matką Bożą cudowną, że grosza jednego z tych pieniędzy nie da; teraz można ją było pokroić w kawałki, a nie wydałaby tajemnicy! Raz tylko jeden o mało nienaruszyła skarbu! Michałko po przepiciu zasłabł, trzy dni leżał i tylko wodę pił! oczy zbielały, gadać nie mógł Natala biegała jak szalona; wełnianą chustkę i nową spódnicę oddała znachorce za leki, w końcu postanowiła w niedzielę zanieść pół rubla na mszę! Wyjęła już nawet szmatę z siennika i przez cały dzień nosiła ją za koszulą na piersiach. Ozdrowiał przed niedzielą, i jakby przeczuwając niedoszłą ofiarę, zrobił się jeszcze lepszy! nazywał ją teraz: rybką, duszką, a czasami „mojeż ty serce!“ Chłopca ciągle przy sobie trzymał! Bóg tylko jeden wiedział o jej szczęściu i wdzięczności! Ludzie litowali się, nazywając ją biedną szewcową, albo biedną Natalą! A ten Marcin głupi myślał, że ona o swoim Michałku choć na chwilę zapomni! Wzruszała ramionami spoglądając przez okienko. Odszedł już, na dworze nie widzi nikogo, ale strach jakoś za drzwi wyglądać... Eh, może świnie nie podrą bielizny? Żuczek będzie pilnował! Zasypiając postanowiła nie wspominać o niczem mężowi, a z Marcinem gadać po dawniejszemu, jak z dobrym sąsiadem; lękała się trochę i ludzkich języków; serce drżało na samą myśl, że znowu ludzie palcem ją wytykać zaczną... Od złych gawęd skryłaby się choć do ziemi, tak jej dobrze było w tem ciężkiem, nieraz głodnem, ale spokojnem życiu!
Marcin, odchodząc, obejrzał się kilka razy na czarne ściany młyna; pewnym był, że Natala wyjdzie zebrać pozostawione szmaty, w istocie zaś, żeby pogadać z nim trochę; widział przecież, jak zmiękła pod koniec, pijakiem przestała nazywać i... poweselała! oj to baba! Kręcił głową