Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Marysia wie, kogo ja mam na myśli! zawołał przymrużając jedno oko, postukiwał nogą wysuniętą naprzód i tak jakoś dziwnie wpatrywał się w dziewczynę, że o mało nie roztopiła się z gorąca.
— Cała ostanówka z tym koniem i krowami, mówił dalej, ja od swego nie odstąpię, nie mogę, dalibóg nie mogę! Jak teraz nie skorzystam, to już, kto wie, czy drugi raz taka dobra zręczność się zdarzy!
Więc miał ją na myśli... oh! radość w duszy pomieścić się nie mogła! W pierwszej chwili zdawało jej się, że ma już konia i krowy, eh! więcej... że ma świat cały!
Mularz wypowiedziawszy co miał na sercu, zwrócił się i poszedł; Marysia przez dni kilka latała jak opętana. Krów i konia nie miała i mieć nie mogła; pomimo to nie traciła nadziei. Wszak wiadomo, że ojciec jej bogaty, bardzo bogaty, mówią, że cały garnek pieniędzy zakopał w lesie (słyszała o tem jeszcze dzieckiem będąc); stary już wiecznie żyć nie będzie!... Serce miała dobre, ojca kochała po swojemu, ale... żeby jeszcze nie ta wdowa bogata! Sąsiadki jak na złość powtarzały jej jedna przed drugą, że ten mularz wielkie ladaco, że do każdej dziewki się zaleca i tylko wącha, gdzieby większy posag schwycić, że wdowa jego samego wzięłaby, ale o dzieciach i słyszeć nie chce.
— Ot, wiedźma! odpowiadała Marysia, czego ona chce od tych niewinnych duszyczek! Jabym ich dziewięcioro do serca przygarnęła, sierotki... biedne! Czasem nawet szlochała na dobre.
— Ta Marysia to dobra dusza, mówiły sąsiadki, a wykazywała się jędzą dotąd! Jak to człek do samego grobu skórę zmienia.
Na pomoc matki liczyć nie mogła; stara każdy grosz, każdą garść lnu chowała dla młodszej córki, ładnej czarnowłosej dziewczyny, co za pokojówkę służyła we dworze własną duszę oddałaby dla niej, dlatego może, że w chacie jej nikt nie lubił, gdyż była zbyt delikatna i do prostej