Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szego prowadzić za rękę, gdyż na czworakach chodzić już przestał, a na dwojakach jeszcze się nie nauczył, padał nosem bez wyboru miejsca i najczęściej na twarde trafiał Kiedy w dni robocze, zostawiony w pustej chacie Pawełek spoglądał na wrzeszczącego malca z rozbitym nosem, to na małą w kolebce zsiniałą od krzyku, tracił się zupełnie, podbiegał do jednego, wracał się z połowy drogi, biegł do kolebki, i nie doszedłszy zatrzymywał się zakłopotany.
— Bożeź ty mój mileńki, co ja z temi dziećmi pocznę! lamentował wtórując w żałosnym tercecie.
Huśtał potem kolebkę z całej siły, aż nim przerażone maleństwo nie umilkło na chwilę; wówczas wyprowadzał chłopaka na dwór, sadzał na ziemi, a sypiąc mu piasek na głowę, wmawiał, że to „ciepły deszczyk idzie“. Malec milczał i mrużył oczy, przekonany doświadczeniem, że deszcz ten strasznie gryzie, gdy się przypadkiem do oczu dostanie Czasami, gdy matkowanie dokuczyło mu ostatecznie, zmykał z chaty na szeroką ulicę, dalej przed siebie, gdzie oczy poniosą! Tam z całym tuzinem rówieśników, pędzał żydowskie kozy, gonił kury, wciskał się przez płoty do ogrodów po makówki, po lada jabłko lub wiśnie, zrywał wszystko, co się zerwać dało. Maruderzy pastwili się nad każdą rośliną, tratowali bosemi nogami po zagonach, ze szczególniejszą rozkoszą zabierali się do gaju z konopi, umieli wyśledzić każde gniazdo, a z wędrówki wracali zaledwo wieczorem, kiedy głód i zmierzch przypomniały im nakoniec i oni do osiadłego narodu należą!
Najcięższą do przebycia była zima. W chacie gorąco, jak latem, gorącej nawet, szczególnie na piecu, trudno wierzyć, żeby mróz był na dworze, ciekawość ciągnie za drzwi, a jak słonko zajrzy w okienko, to już żadna siła malca nie utrzyma. Prosto z pieca, wymyka się za wrota, na ulicę; mróz chwyta za bose stopy, wiatr rozdyma koszulinę, a Pawełek stoi, podkurczając jedną, to drugą nogę! dzwoni kurczy się, mróz łzy z oczu wyciska, ale do chaty