Strona:Ostoja - Szkice i obrazki.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bosych nóżek! Malec mawiał czasami całe obuwie, i tem się różnił od wychowańców spartańskich, którzy bodaj że tego zbytku nie znali. Jadał za to nie lepiej od nich. Nazywano go często „biedakiem“, zapewne od imienia matki, wyglądał też jakby wyłącznie z kości się składał. Opiekunowie nie mieli nic przeciw szkole; owszem przyzwyczajeni dostarczać nauce największy kontygens ze swych wychowańców, za złe by uważali, jeżeliby poszedł inną drogą. Dali mu też spory zapas dobrych chęci, a nawet trochę zapału, ten ostatni datek musiał wkrótce zamienić na wytrwałość, jak zbankrutowany szlachcic mienia konie cugowe na silne podjezdki. Gdy wszedł w lata w których zwykle fantazya bujać zaczyna a temperatura serca dochodzi znacznej wysokości, ludzie podziwiali, że jest chłodny, sceptyczny, że wyglądał starzej od niejednego staruszka z dobrych dawnych czasów! On zaś nie dziwił się niczemu, czasami tylko zapytywał cichutko, jakby pod sekretem przed samym sobą: „Na co to wszystko... do czego? Czy nie lepiej byłoby...“ Dokończyć nie miał jeszcze odwagi; nic dziwnego! był młodym, nadzieja krążyła mu we krwi według zwyczaju; miał przytem kawałeczek swego ideału, który nosił zamiast medalika — w piersiach. Takiemu to biedakowi uśmiechnęło się współczucie z oczu ładnej i bardzo sympatycznej kuzynki, współczucie przybierało coraz powżniejszą postać, aż w końcu przymieniło się w miłość, bezwiedną może... Fantazyi nie miał, zamków na łodzie budować nie umiał, znał całą przestrzeń, dzielącą go od wypieszczonego cacka, pomimo to, grzał się biedak przy niem coraz żywszem promieniem, miękł, i nie miał siły do ucieczki. Pozornie zdrętwiał niby, jak ten co drzemie i lęka się najlżejszym ruchem spłoszyć rozkoszne widziadło. Czasami rozumował dość hardo: gdy zdobędę pracą stanowisko, któż nam zabroni być szczęśliwymi? Kochamy się przecież?.. Pracował. Podczas gdy koledzy jego marzyli o sławie, dostatkach, karyerze, on myślał o ła-