Strona:Oscar Wilde - Zbrodnia lorda Artura Savile.pdf/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chodnia i zwierzenia mu się ze wszystkiego.
Następnie błąkał się w okolicy OxfordStreet po wązkich, sromotnych uliczkach. Jakieś dwie kobiety o twarzach wymalowanych obrzuciły go szyderczemi żartami. Z jakiegoś ciemnego podwórza doleciał go hałas miotanych przekleństw i wymierzanych policzków, którym towarzyszył przejmujący wrzask, a pod wilgotną zlodowaciałą bramą dostrzegł spiętrzone grzbiety i zniszczone ciała nędzy i starości.
Opanowała go dziwna litość.
Czy te dzieci grzechu i nędzy były zgóry zaprzedane swej doli, jak on? Byłyż one narówni z nim tylko marjonetkami w rękach monstrualnego szopkarza?
A jednak nie tajemniczość to bynajmniej, lecz komedjanctwo cierpienia dziwiło go, jego zupełna zbyteczność, dziwaczny brak sensu. Jakże wydało mu się wszystko pozbawionym jakiegokolwiek związku i harmonji! Osłupiała go niezgodność, zachodząca między