Strona:Oscar Wilde - Portret Doriana Gray’a T.1.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
I.

Powietrze pracowni przesycone było różami, skoro zaś lekki podmuch wiatru powiał od drzew w ogrodzie, przez drzwi otwarte wnikał duszny zapach bzu i wątła woń głogu.
Z rogu perskiej otomany, na której leżał wygodnie wyciągnięty, paląc, jak zwykle, papierosa po papierosie, lord Henryk Wotton mógł w tej chwili obserwować promienistość miodnej kiści wielokwiatu. Jego drżące gałązki, zda się, z trudem dźwigały ciężar tak płomiennej świetności. Od czasu do czasu, po długich, zawieszonych nad szerokiem oknem, firankach przesuwały się fantastyczne cienie przelatujących ptaków, co sprawiało wrażenie jakiegoś szczególniejszego efektu japońskiego. Przypomniało mu to owych dziwnych, o twarzach, jakby wyciętych z bladego nerkowca, malarzy z Tokio, którzy środ-