Strona:Oscar Wilde - Duch z Kenterwilu.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
41

jąc się z konia, poklepał go serdecznie po ramieniu i rzekł:
— Niech i tak będzie, Cecylu; skoro nie chcesz wrócić, pojedziesz chyba ze mną. Będę zmuszony kupić ci w Ascot kapelusz.
— O, mniejsza o kapelusz! Chcę mieć Wirginję! — zawołał chłopiec ze śmiechem, poczem popędzili obaj ku stacji kolejowej, gdzie pan Otis wybadał przedewszystkiem zawiadowcę, czy nie widział młodego dziewczątka, odpowiadającego rysopisowi Wirginji. Wobec przeczącej odpowiedzi zawiadowcy, który przyobiecał jednakże zatelegrafować po całej linji, aby obserwowano wszystkich przejeżdżających, nie pozostało panu Otisowi nic innego do zrobienia, jak, po kupieniu kapelusza dla młodego książątka, pogalopować z nim razem do Bexley, wioski oddalonej od stacji o 4 mile angielskie, która, jak mu mówiono, miała być znanym punktem zbornym cyganów, ze względu na wielkie przyległe do niej pastwisko. Przybywszy na miejsce, odszukali wioskowego policjanta, który nic im jednakże nie umiał powiedzieć. Objechawszy tedy całe pastwisko, zawrócili ku domowi i około 11-ej stanęli u wrót pałacu, śmiertelnie znużeni i zrozpaczeni bezowocnością poszukiwań. Waszyngton i bliźniaki czekali na nich przy bramie z latarniami, gdyż aleja, wiodąca do pałacu, była bardzo ciemna. Niepodobna było natrafić na ślad Wirginji. Dopędzono tabor cygański na łąkach Broklejskich, ale Wirginji w nim nie było. Zapytani o powód na-