Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/194

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzwonka!« I to prawda, że uciekł od dzwonka. Ale ja teraz, jak idę tym zaułkiem, a te drzwi i to okno zobaczę, to zaczyna mię tak trząść, jak wtedy, kiedy wilka w zaroślach śród nocy zobaczyłam.... Wilcze oczy! czyste wilcze oczy!
Z wyrazu twarzy jej odgadnąć można było myśl, której wypowiedzieć nie umiała, że miejski wilk ten dziecko jej zjada, a ona mu go z paszczy wydrzeć nie może. Próbowała wydzierać. Wieczorem, gdy nic już do roboty nie miała, zarzucała chustkę na głowę i, do miasta wybiegłszy, godzinami całemi chodziła po zaułku. Pod parkanami i ścianami małych domków chodziła w jednę i drugą stronę, zatrzymując się często przed dwoma żółtemi światełkami, krążąc dokoła nich, nasłuchując u okna, podchodząc ku drzwiom. Pomimo ciemności, Żużuk poznawał ją i ku jej ręce wspinając się lub podskakując, skomlił zcicha i żałośnie. Gdy szła, szedł za nią i za nią też powracał. Czasem, obie te zasmucone istoty chodziły tak jedna za drugą przez dobrą część nocy, lecz bywały i takie wypadki, w których kobieta, z energicznie zdecydowanemi ruchy i dumnie napuszoną postawą, wchodziła do szynku, a za nią, więcej niż kiedy pokorny i zmaleć usiłujący, wsuwał się pies. Co