Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/165

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

umiejętną wieśniaczką gardzących. Potem może będzie lepiej.
Gdzie tam! Długo było bardzo źle. Nacierpiała się strasznie: i złego obejścia się, i obelżywych wyrazów, i ciągłych z domu do domu przenosin, i przymusowego bezrobocia, połączonego z głodem, chłodem, trwogą o przyszłość własną i dziecka. Wspomnienia, o, te wspomnienia znikłego szczęścia, własnego ogniska, rodzinnych stron... Chociaż ich tem imieniem nazwać nie umiała, chociaż znaczenia wyrazu: wspomnienie, nie zrozumiałaby nawet, piekły ją one tak samo, jak piekłyby tego, ktoby był w stanie opisać je ślicznym wierszem. Nic a nic nie wiedziała o Włochu Alighierim, który ten rodzaj męki ludzkiej określił nieśmiertelnym wierszem, ale kiedy sfukana i nową zmianą miejsca zagrożona, trochę głodna, samotna jak ten bocian, któremu piorun gniazdo roztrzaskał, w ciasnej i zimnej kuchence, przy lampce palącej się bladą i cuchnącą iskrą, siedziała łokciami o stół wsparta i na wzór wszystkich ludzi żałosnych kołysała się to wtył, to naprzód, wtedy myśl Alighierego wypowiadać była zwykła językiem własnym, strofą piosnki, której ją jeszcze matka, ubogiego ogrodnika żona, w dzie-