Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówię. — »Żebyś ty widziała tę chatę! Koło okien czerwone szlaki na łokieć szerokie, przy samym lesie stoi i jak miarkowałem po miedzach, ze trzy morgi gruntu przy niej. Ot, żebyśmy to mieli kiedy trzy morgi gruntu! Oj!« przewracał się i wzdychał wciąż do tej chaty, jakby, za pozwoleniem pani, do kochanki. Wieczorem, bywało, kiedy już wszystko około koni zrobi, a nigdzie nie jedzie, przychodzi ze stajni do domu, bierze Michałka na ręce, po izbie go nosi, aż pod sufit huśtając, tak że chłopiec rączynami o belki za każdą razą opiera się, albo, znowu śpiewa sam i jego śpiewać uczy, a potem zaczyna swoje, o własnej chacie i o gruncie. »Żeby mi Bóg dał, — do chłopca mówi — we własnej chacie cię hodować! żebym ja kiedy mógł, na własnym gruncie orania cię uczyć! Żebym ja oczy przy śmierci zamykając myślał, że ty gospodarzem po mnie w swojej chacie zostajesz! Oj!« Westchnie, bywało, chłopca mnie odda, a sam w kącie izby siada, twarz ręką podpiera i chmurzy się, jak niebo na deszcz. Wtedy ja z dzieckiem zawsze przy nim siądę i pocieszam go mówiąc: »Może Pan Bóg da!« »Może!« — odpowiada i zaczyna różne projekty układać. Żeby tak gdzie lepszą służbę dostać, do wielkiego jakiego majątku na leśnika pójść,