Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

twarzy, tak stawał się przenikliwym, jakby pragnęła do wnętrza duszy mojej zajrzeć i dowiedzieć się, co ja o tem myślę. Czy Michałek jej tak samo zmarnuje się, jak ten syn Kaśki? Pragnęłam odpowiedzieć przecząco, ale nie mogłam. Wolałam zwrócić ją znowu ku jej przeszłości.
— Więc wołałaś starej Kaśki, aby ci dziecka i strawy dopilnowała...
Jak u wszystkich natur pierwotnych, wrażenia i humory najsprzeczniejsze, budziły się w niej i zastępowały wzajem, z szybkością dla ludzi ucywilizowanych niepojętą. Słoneczne wspomnienie rzuciło znowu na twarz jej żywą grę rysów i zmarszczek. Znowu, śmiejąc się, mówić zaczęła:
— Taki, proszę pani, z tego Romana mego był psotnik i śmiechulski, że tylko jemu byle śmiać się i dokazywać... Bywało, ja w chustce na głowie przed próg wyskoczę i Kaśki wołam, a on przyskoczy, wpół mnie schwyci i jak małe dziecko na saniach posadzi... Chustka mi z głowy spadnie, śmieję się tak, że aż mi duch zabiera i ani obejrzę się, jak on na saniach stanie, na konie krzyknie i haj! lecim... Ja siedzę, on stoi, w jednej ręce lejce trzyma, w drugiej bat... ale bata on na konie nie używał, tylko wesprze