Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— No — zaczęła Janowa — przysłała jednak... chwała Bogu... myślałam, że...
Urwała, bo obok niej, przy stole, stanęła Hela. Z ciemnej izdebki, gdzie kołysała dziecko, widziała oddającego żonie kopertę z pieniędzmi i usłyszała wymówione nazwisko swej dawnej opiekunki. Jakby jej w jednym mgnieniu cała dawna żywość wróciła, zeskoczyła z łóżka Janowej, przy którem stała kołyska, i przypadła do stołu z zarumienioną twarzą, z błyszczącemi oczami, uśmiechnięta i drżąca, nie od zimna już, ale od wzruszenia. Wyciągnęła ku kopercie obie ręce.
— Od pani — wołała — to od pani... czy... czy...
Tchu jej brakło.
— Czy pani o mnie co pisze?
Jan i Janowa popatrzyli znowu na siebie, pokiwali głowami i uśmiechnęli się.
— Ej ty głupi dzieciaku! gdzieby tam pani miała do nas o tobie co pisać... przysłała ot pieniądze na utrzymanie twoje. Bądź wdzięczna i zato!
Hela w mgnieniu oka znowu pobladła, sposępniała i otulając się szubką swoją, odeszła ku piecowi. Wicek pochwycił kopertę i czytał Marylce wypisany na niej adres, Kaśka drzemała