Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A potem — wtrąciła Czernicka — spotkała jednego sławnego muzyka...
— I dziewczynka poszła do garderoby!
Ostatnie trzy wyrazy Hela wymówiła szeptem zaledwie dosłyszalnym. Czernicka podniosła oczy znad morowych strzępi i ujrzała twarz dziecięcą, bardzo dziwnie wyglądającą. Była to mała pięknie zarysowana twarz, biała w tej chwili jak opłatek, z dwiema strugami cichych, bujnych łez zwolna toczącemi się po policzkach, z dwojgiem oczu szafirowych, wielkich, które zza łez podnosiły się ku niej z niemem, bezdennem, zda się, zdumieniem. Zrozumiała bajkę... ale dziwić się nie przestała.
Czernicka znowu kilka razy powiekami mrógnęła. Wstała i dziewczynkę z podnóżka podniosła.
— No, — rzekła — dość już bajek i płaczów i nocnego siedzenia... Zachorować możesz... Idź spać.
Nieopierającą się wcale, cichą jak sen, a wciąż podnoszącą ku niej pytające zza łez oczy, rozebrała i na pościeli złożyła. Potem, wzięła Elfa, który już na podnóżku ułożył się był do snu, i w kształcie pociechy zapewne, położyła go na jej kołdrze. Nachyliła się i suchemi wąskiemi wargami czoła jej dotknęła.