Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niem. Od progu, bystre jej oczy obrzuciły mularzową i przyprowadzone przez nią dziecko, chmurnem wejrzeniem, lecz, gdy znalazła się o kilka kroków od pani swej, wzrok jej zabłysnął najpiękniejszą pogodą, a na wąskich, zwiędłych wargach osiadł pokorny i przymilający się uśmiech. Pani Ewelina, ożywiona bardzo, zwróciła się wnet do niej:
— Moja Czernisiu, widzisz, to owo dziecko, o którem wczoraj ci mówiłam. Przypatrz się tylko! coto za rysy... jaka delikatność cery... a oczy... włosy... gdyby tylko troszeczkę utyła i nabrała rumieńców, można by ją drugiemu jakiemuś Rafaelowi za model do cherubinka przedstawić... Przytem, sierota!... wiesz, jakim wypadkiem znalazłam ją u tych poczciwych ludzi... w takiem smutnem domostwie... wilgotnem, ciemnem... Zaświeciła mi tam przed oczami jak perła na śmietnisku... Bóg mi ją zesłał... Ale, moja Czernisiu! trzeba ją wykąpać, uczesać, ubrać... zmiłuj się! za godzinę, za dwie najdalej, niech mi to dziecko zupełnie inaczej wygląda...
Czernicka uśmiechała się rozkosznie, ręce u piersi giestem zachwycenia splatała, na znak pośpiesznego przytwierdzenia wszystkiemu, co pani jej mówiła, głową trzęsła. Pani Ewelina była w humorze wybornym. W wyborny też