Strona:Orzeszkowa E. - Panna Antonina (zbiór).djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

choć trochę. Z całej siły pragnęłam... starałam się... zresztą choćby i to, że czytać je nauczyłam...
Dręcząc się i pocieszając zkolei, słabła coraz bardziej. Dolna część jej twarzy wydawała się coraz mniejszą, a czoło coraz ogromniejszem i wypuklejszem. Po kilku dniach przestała już troszczyć się i o pozostawienie śladów swych na ziemi; przynajmniej nie mówiła już o tem. Całkiem prawie mówić przestała i leżała nieruchomo, czasem jeszcze tylko rozwijając który z papierków i na zawartość jego zwracając wzrok, mdlejący w osłabieniu, albo rozpłomieniony gorączką. Zapytałem ją raz, czy bardzo cierpi. Z cieniem dawnej patetyczności odpowiedziała:
— Czarne noce o tem wiedzą, a pewnie opowiadać tego nikomu nie będą.
Po chwili do siebie samej szepnęła:
— Gdybym miała córki...
Zaczęłam mówić jej, że przecież pomiędzy ludźmi...
— Tak, tak — podchwyciła, — zapewne! Ludzie byli dla mnie zawsze więcej dobrzy, niż źli. Ot i kiedy zachorowałam, przywieźli mię tu w wygodnym powozie, najęli osobny pokoik, z początku odwiedzali nawet czasem... potem