Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

udało mu się jednak, bo uspokojona baba zapewnieniem, że się dziecku nic nie stanie, odsunęła się i zdawała chcieć słuchać.
— Sto kop tobie, kobieto, za pożyczenie mi dziecka, tylko póki wyjdę stąd i wyjadę na granicę.
— Ot-to! — odpowiedziała szynkarka — albo ja ci uwierzę?
— Masz pieniądze — rzekł Twardowski, rzucając jej kiesę.
Ona schyliła się, porwała, spojrzała w środek, schowała i już zamilkła.
Dyabeł znowu do alkierza pobiegł i przyprowadził ojca. Ale ten ledwie o swoje dziecko gębę otworzył, żona mu ją zamknęła, pokazując worek, i mówić nie dała. Skończyło się na ukłonach i skrobaniu w głowę. Dyabłu znów się nie udało. Nie było już sposobu.
— Trzymajże sobie dziecko, póki chcesz — rzekł — ale to pewna, że ja cię stąd przez próg nie puszczę i choćby głodem zamorzę.
— Tego nie możesz zrobić — odpowiedział mistrz spokojnie, siadając z dziecięciem na ławie. — Wiesz dobrze, że ja i warunki naszego kontraktu i twoją władzę, jak daleko się ona rozciąga, znam bardzo dobrze. Nic mi nie wmówisz.
Szatan skrobał się w głowę, aż z niej iskry się sypały.