Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/070

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

gotów: przewidział on, że niecierpliwy August nie odłoży wezwania go do siebie nawet do przyszłej nocy. Pozbierał wszystko, czego potrzebował do obrzędu wywołania ducha, wziął laskę, zwitek pergaminu, księgę, pudełko jakieś pod pachę i, owinąwszy się szeroką opończą, rozkazał Maćkowi pozostać, a sam wyszedł z dworzaninem.
Noc już była i ciemność na ulicach miasta, noc jesienna, czarna, bo chmury wisiały między niebem i ziemią, a wiatr, który je poganiał leniwo, szumiał tylko w górze, nie dając się czuć na ulicach osłonionych wysokiemi kamienicami. Pusto było wszędzie, psy tylko pod wrotami gospód wyły, a niekiedy z golarni, z winiarni, z szynkowni mimo zakazu ukazywały się błyszczące przez okiennice światełka gasnące, dochodziły przytłumione pijanych głosy. Czasem na wązkiej gdzie uliczce zabrzęczała po ziemi wlokąca się szabla, psy obudzone naszczekiwały, ginęły ich głosy w oddaleniu i znów tylko wiatr szumiał. Przed idącymi mało co widać było drogi; wskazywały ją tylko z obu stron ulicy bielejące na tle czarnem nocy wysokie kamienice o śpiczastych czołach. Trzeba było zaiste dobrze znać Kraków, aby nie zbłądzić. Lecz mistrzowi i dworzaninowi wszystko wskazywało drogę: umieli rozeznać ją po kształcie domostw, niewyraźnie się rysującym przed nimi, po murach kościołów i dzwonnic, po załomach i zakrętach.