Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To mój sługa — odpowiedział mistrz i skinął na sierotę, który się natychmiast małemi drzwiczkami wysunął.
— Teraz słucham.
— Waszmość jesteście dworzaninem Jego Królewskiej Mości, nieprawdaż?
— Tak jest. Mogliście mnie kiedy widzieć ze dworem.
— Przysłani jesteście od króla? Król pan nasz przed kilką miesiącami stracił ukochaną żonę. Czy tak jest? Mam-li mówić dalej?
— Nie potrzeba! — zawołał nieznajomy zdziwiony, zbliżając się, straciwszy zupełnie wyraz dumy i szyderstwa, pomieszany i niespokojny widocznie. — Ależ na Boga, skądże to wiecie wszystko? Ja jak najtajemniej mówiłem o tem z Panem Miłościwym. Było nas tylko dwóch w komnacie. Zaręczyć mogę, że niktby się nie odważył słuchać pode drzwiami. Król Jego Mość szeptał mi do ucha. Nikt na świecie nie mógł wiedzieć, prócz nas dwóch, o co rzecz idzie.
— Ja wiem trzeci — odpowiedział mistrz zwycięsko — bo ja wiem wiele rzeczy ukrytych i zgaduję przyszłość.
Dworzanin muskał się ręką po głowie zafrasowany, a drugą łańcuch na piersiach wiszący podnosił.