Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ciaż w istocie niepodobna mu było przekonać się, czyli w istocie srebro dyabli znosili, i czy wszystko znieśli. Tymczasem szatan schylił się nad kopalnią i plunął w nią jakby od niechcenia — odtąd zalała ją wodą zupełnie.
Siedli znów mistrz ze swoim przewodnikiem w wietrzny młynek i lecieli do Knyszyna.
Tu Twardowski ukazał dyabłu uroczysko, zwane Czechowszczyzna, które mu kazał w staw zamienić. Szatan wybiegł na środek, zaczął rwać ziemię kopytami, pazurami, zębami, wyrzucał ją na boki, miotał ogromnemi bryły, aż wyorał dno stawu i szeroko je rozwiódł, potem stanąwszy u brzegu zdyszany, plunął znowu i zalało się wodą, która aż o przeciwny brzeg z szumem się odbiła.
— To wtóre — rzekł — czas krótki, śpieszmy do roboty, nim kur zapieje.
I znowu siedli i znowu lecieli pod Czerwieńsk. Mistrz pokazał dyabłu kamień ogromny w ziemię zapadły, zapleśniały, mchem porosły, i kazał go o staję przez las i wodę przerzucić za łąki na miejskie pole.
Dyabeł kręcił głową, brał się do kamienia to z tej, to z drugiej strony, stękał, wreszcie ująwszy go pazurami, podważył i na pole stoczył. Potem podszedł doń tyłem, ręce za siebie przełożył, zarzucił go najprzód na ramiona, jak wór mąki, ujął silnie, nad głowę podniósł, zamachnął się i czarna