Strona:Oppman, Kraszewski - Mistrz Twardowski.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

próbie jego sił, oddać mu duszę w zamian za naukę i mądrość wielką i sławę.
Wszystko było przygotowane: i woda i czarnoksięskie narzędzia; czekał tylko północy, aby się udać na rozstajne drogi. Twardowski zwrócił oczy na gwiazdy i ujrzał, że się już miało ku północy; zaczem wstał ze skały, którą zwano katedrą jego, i poszedł na rozstajne drogi, gdzie już szatan na niego czatował.
Nad drogą stał stary krzyż, pochylony, nadgniły, mchem obrosły, ze skrzypiącą chorągiewką, przewiązany kilkakroć białymi fartuszkami pobożnych wieśniaków. U jego stóp walały się połamane koła, kilka suchych gałęzi i kamień leżał w ziemię już zasunięty. W chwili, kiedy się ku temu miejscu mistrz zbliżał, pogodne niebo nocy jesiennej zachmurzyło się, zakryło szarą oponą i wiatr dąć zaczął groźniej z północy, porywając i niosąc z sobą odłamki głazów, piasek, gałęzie i poschłe liście. Mistrz obejrzał się. Od krzyża szło dróg cztery, w cztery strony świata.
Mistrz zdjął suknię i wywrócił ją na nice, potem z kieszeni dobył kredę święconą i świecę z tłustości trupa, wody kubek, kropidło, książkę jakąś, kości ludzkie i czarnoksięską utkwił w ziemię laskę, czarno pomalowaną w białe znaki. Zakreślił na ziemi krąg kredą, którego środkiem był krzyż ów stary, zapalił świeczkę, kości roz-