Przejdź do zawartości

Strona:Opętana przez djabła.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zabrać go stąd z powrotem, co? Mybyśmy pani nawet pieniądze zwrócili! Tembardziej, że odmawia on picia mleka, a mleko z koniakiem pije o tyle, o ile w niem jest koniak... Apetyt też ma nieszczególny... Wczoraj przez cały dzień zjadł tylko: gęś, dwoje pieczonych kurcząt, i maleńką baryłeczkę korniszonów... Czy nie raczyłaby go pani zabrać sobie z powrotem? Co?“
Na to matka Pawełka odpowiedziała depeszą:
„Czyliż naprawdę nie możecie państwo zatrzymać go do końca miesiąca? Z tonu waszego listu widzę, że jesteście niezadowoleni. Dziwne to bardzo... On taki spokojny! Jeżeli jest to chłopiec zbyt wstydliwy żenujący się — to przecież to minie z czasem! Nie trzeba się zrażać... Cieszę się, że ma dobry apetyt. Czy aby nie tęskni bardzo za mamusią?“.
Poszedłem do wstydliwego dziecka. Wstydliwe dziecko siedziało właśnie w swoim pokoju w kłębach dymu tytuniowego, wysączając butelkę skradzionego mi z kredensu koniaku.
— Pawełku! — rzekłem. — Mama zapytuje, czy aby nie tęsknisz zbytnio za nią?
Ten popatrzył na mnie ironicznym wzrokiem:
— Jaka mama?
— No, chyba że nie moja!
— Pal ją djabłi!
— Za cóż to tak?
— Bo głupia! Dokąd mnie ona wysłała? Nudy tu, ot co! Ani to dzierlatek żadnych... ani

66