Strona:Opętana przez djabła.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Alboź ja pana wzywałem? Pańskie biuro samo do mnie zatelefonowało i zaproponowało przysłać do mnie pana!
— Ale pan mnie odrywa od roboty...
— Pańskie biuro mnie także oderwało od roboty. Zresztą, nie rozumiem pana: zamiast, by cieszyć się, że u mnie wszystko w porządku, pan jeszcze rzucasz się, dlaczego u mnie niema nieboszczyka... Męstwa panie!
— O, więcej już nie uda się panu nigdy mnie znęcić do siebie — zauważył ponuro agent, szukając kapelusza.
— O, jakżebym ja pragnął tego! Widzi przecież pan sam, że interesy nasze zbyt się rozchodzą: co jest złem dla nas, to jest dobrem dla was.
— Psie życie! — burknął agent, obracając się do mnie plecami i jeszcze raz podkreślając swą metalową sprzączką swój humanitarny zawód.
— Psi zawód!
— Wszelako i taki jest lepszy od śmierci, — odparłem filozoficznie, odprowadzając go do drzwi...



44