Strona:Opętana przez djabła.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na parapat i nachyliła się w dół, trzymają rękami za ramę.
W dole głęboko huczały po bruku powozy, wyględające z okna niby jakieś dziwnie małe zwierzątka; lśniły się po deszczu chodniki, a w kałużach chwiały się odbicia latarń ulicznych.
Palce Nory skostniały i serce przestało uderzać pod wpływem chwilowej bojaźni... Wtedy, — przymknąwszy oczy i wstrzymując oddech w piersiach, podniosła ręce nad głową, wychylając się przez okno i ostatnim woli wysiłkiem zwalczając chwilową niemoc, krzyknęła niby w cyrku:
— Allez!...



121