Strona:Omyłka.djvu/091

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, wystrzegałeś się nas. Ale pomimo to... wiedziano, że masz parę mieszkań, że w domu nie nocujesz, że nawet przebierasz się za wyrobnika.
Starzec śmiał się gorzko.
— Więc śledziliście mnie?... Nie wiedziałem!... I żaden mnie nie ostrzegł, żaden nie spytał, co robię?... Nawet ci, którzy korzystali z podejrzanych pieniędzy...
— Wiesz, że przestaliśmy z nich korzystać.
— Wiem. I zaraz awansowaliście[1] mnie na zdrajcę.
Zbliżył się do nauczyciela i poklepał go po ramieniu.
— Ale czy wiesz, skąd ja, nie biorąc waszego żołdu, miałem jednak pieniądze?... Pracowałem, panie Dobrzański, pracowałem ciężko, po nocach... Umiejąc tylko musztrę, aby nie umrzeć z głodu, zostałem — gałganiarzem.
Nauczyciel patrzał na niego z oznakami przerażenia.

— No, i musiałem kryć się przed wami — mówił starzec. — Bo cóżbyście powiedzieli, dowiedziawszy się, że wasz kolega i kapitan nocami przetrząsa śmietniki... Nie wierzysz?... Wstąp kiedy do mojej chałupy, to pokażę ci pamiątki z Paryża: bilety roczne na prawo zbierania gałganów. Mam nawet dowód, że raz znalazłem kolczyk brylantowy, za który dano mi tysiąc franków. Może i teraz powiesz — szydził starzec — żem słusznie nazwany zdrajcą, bom poniżył rangę? Naturalnie, podniósł-

  1. Awansować (z franc.) — podnosić do wyższej rangi.