Strona:Omyłka.djvu/071

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A może z arakiem?...
— Pani taka łaskawa... Stokrotne dzięki!...
Wnet przyniesiono herbatę, cukier i arak. Pan kasjer upił trochę herbaty, dolał araku, znowu upił i znowu dolał, potem — jeszcze raz dolał i zaczął:
— Słyszała pani, że dziś w nocy przechodziło wojsko?...
Mama skinęła głową.
— Masa wojska... masa!... Piechota, kawalerja... armaty!... — dodał ciszej. — Armaty takie wielkie, że ledwo konie mogły uciągnąć...
W tej chwili przyszło mi na myśl owo ciężkie toczenie się, które słyszałem w nocy.
— Masa wojska i masa armat — mówił kasjer, popijając każde zdanie herbatą.
— Ja — prawił — już spałem. Śniła mi się — wtrącił niedbale — bitwa, w której odznaczyłem się najwięcej, gdy wtem budzę się i słyszę, że idzie wojsko!... Zrywam się, nie tracę przytomności, ale mówię w duchu: «Już po mnie»... Wiadomo pani — dodał ciszej — jaką tu odgrywam rolę, a gdyby mnie schwytano...
Ostatni wyraz wypowiedział bolejącym tonem. Odgadłem, że bardzoby się żałował.
— Naturalnie, pierwsza rzecz zniszczyć ślady. Sięgam do portmonetki, gdzie schowałem swoją nominację, pociemku wyszukuję ją i — połykam!... No, teraz, myślę, niczego mi nie dowiodą, i spokojnie zasypiam. Uważa pani: zasypiam najspokojniej w świecie... Brm!...
Pan kasjer otrząsnął się i znowu dolał araku.
— Tymczasem — tu zniżył głos — niech sobie