Strona:Omyłka.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak Boga kocham, tak wyzwę abecadlarza[1] na pojedynek! — krzyknął.
— Dobrze! — pochwycił nauczyciel — przypomnę sobie fechtunek[2] na burmistrzowskiej skórze...
W tej chwili ksiądz proboszcz i dotychczas milcząca mama moja pochwycili ich.
— A, panie prezydencie!...
— A, panie Dobrzański!...
— Zarąbię!... — rzucał się nauczyciel.
— Zobaczymy!... — groził burmistrz.
— W takiej chwili niezgoda!... panowie!... — błagała ich mama.
— Niema zgody z awanturnikami!... — mówił burmistrz, szukając czapki.
— Takich wymieciemy najpierwej!... — odpowiedział nauczyciel, zabierając się do wyjścia.
— A wy, stare dzieciaki!... — huknął proboszcz, podnosząc pięści. — Warchoły!... Sejmikowicze!...[3] Jeżeli w każdym domu naszego kraju jest choćby jeden taki, jak wy, to was nietylko Francuzi, ale Pan Bóg nie ocali, bo się sami pomordujecie.
Przeciwnicy zaczęli spoglądać na siebie bokiem.
— Nie moja wina, że pan Dobrzański nie panuje nad sobą — ofuknął burmistrz.

— Z prezydentem zawsze tak kończą się dy-

  1. Abecadlarz — ten, co się dopiero uczy abecadła. Tu — pogardliwa nazwa nauczyciela, jak powyżej bakałarzyna;
  2. fechtunek (z niem.) — sztuka robienia bronią, szermierka;
  3. sejmikowicz — biorący udział w sejmiku, bywalec sejmikowy. Tutaj oznacza człowieka kłótliwego i zapalnego w rozmowie.