Przejdź do zawartości

Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na Boga! to jeszcze dziecko.
Zaledwie je rozłączono
Z matczyną kiecką.
Czyliż potrafi ono
Obronić polski gród?
Ale w tem dziecku jakiś duch,
Który starczy za dwóch,
Ale w tem dziecku jakiś głód,
By walki otrzymać chrzest,
Pokazać rycerski gest,
Rycerskie zdobyć ostrogi.

A więc padali wśród drogi,
Jak kwiaty pod śmierci kosą,
Krwawą płaczące rosą.
Lecz z tej serdecznej krwi
Cudowny zrodził się siew:
Zwycięstwa radosny śpiew,
Wolność dzisiejszych dni.

Co było w nas do oddania,
Tośmy już wszystko oddali,
Co było do przepłakania,
Tośmy już przepłakali.
A więc patrzymy na przeszłość,
Co dziś dalekiem jest echem,
Bez łez już i bez uniesień,
Ale z tym cichym uśmiechem,
Jaki ma złota jesień.