Przejdź do zawartości

Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ORGANY NOCY



Kiedy bezsenność odegna cud spania
I czarny anioł otworzy kwiat duszy,
Z bezsennej nocy tajemniczej głuszy
Tak wiele dźwięków dla mnie się wyłania.

I płyną ku mnie z bliska i z daleka —
Jedne radują się a drugie żalą,
Spadają na mnie rozegraną falą
Głosy natury i głosy człowieka:

Słodkiej miłości harmonijka szklana,
Wydziedziczonych zły pomruk żebraczy;
Krzyk nienawiści, zbrodni i rozpaczy,
Grany na fletni zwanej „Vox humana“.

Wschodnie muzyki dzwonią taktem scherzów,
Sypie się piasek z pod kopyt wielbłądów,
Szumią mi palmy południowych lądów
Na koralowych wyspach ludożerców.

Spadają w przepaść wodospadem rzeki,
Dżungla zaczyna swój poranny pean —
Ale najgłośniej huczy mi ocean,
Choć taki obcy i taki daleki.

Słyszę jak bezmiar wód nieokiełzany
W głębinach swoich dziko się przewala,
Jak się ku niebu spiętrza siódma fala
I sunie naprzód na kształt groźnej ściany.