Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/023

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

MARZENIA



Taki w człowieku jest uczucia przepych,
Taki lot myśli, co przenika świat,
A wciąż błąkamy się w uliczkach ślepych,
Dźwigając ciężar starych ludzkich wad.
 
Gdyby tak można duchem wyogromnieć,
Jak jakiś wielki i dostojny pan,
Wszystko przebaczyć i wszystko zapomnieć,
Choć serce jeszcze jątrzy się od ran.
 
I wszystkie krzywdy, które nam sprawiono,
Rzucić w głęboki i milczący staw
I nieprzebytą oddzielić zasłoną
Jesień żywota od przyziemnych spraw.
 
Gdyby tak można złamać szpady gardę,
Którą wciąż trzeba wojować za trzech,
I zamiast tarczy mieć tylko pogardę,
I zamiast broni tylko jasny śmiech.

Gdyby tak można zaszyć się w samotność
Cichych przełęczy gdzieś u niebios bram,
Gdzie wszystkie drogi wiodą w bezpowrotność
I jest się z duszą swoją sam na sam.

I na tak wielkiej znaleźć się wyżynie,
Gdzie w ciszy płyną gwiazd wieczyste łzy,
Gdzie się nie słyszy, jak krząkają świnie
I jak nad kością żrą się głodne psy.