Strona:Ogród życia (Zbierzchowski).djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

STARY BUDZIK



Stary, pogięty, zaprószony grat
Bez śrub i nóżek, bez dzwonka i szkła —
Kółka i tryby przeżarła mu rdza,
Jest w moim domu już dwadzieścia lat.

A jednak chodzi — jakaś moc w nim tkwi
I jakiś wieczny, nieprzerwany ruch.
Jest mi on w życiu jak najlepszy druh,
Wierny towarzysz złych i dobrych dni.

Czasami nocą, gdy odleci sen
I gdy na szybach wypatruję dnia,
Słucham jak zegar w ciszy nocnej gra
Głosem dobytym z tajemniczych den.

Dziwna muzyka — w miarowe tik tak
Co chwila wdziera się nieznany dźwięk,
Jakgdyby duszy umęczonej jęk,
Jakby z otchłani tajemniczy znak.

Czarnem obliczem patrzy na mnie mrok,
Nicość owiewa mię swym zimnym tchem —
I zdaje mi się, że to w sercu mem
A nie w zegarze słychać śmierci krok.