den naród istnieć nie może, poczucia dumy na wspomnienie wielkich czynów jej dzieci. I dziś, pomimo, że Anglia zaćmiła sobą w Szkocyi wszystko, pomimo, że na widnokręgu wielkiej polityki widnieje tylko angielskie słońce, duma ta budzi się zawsze z równym ogniem, czy to na widok kroczących na ulicach Edynburga w narodowych kostjumach żołnierzy, czy proporców nieprzyjacielskich zawieszonych w świątyni Pana. A gdy zagadniesz kogo o przeszłość tego kraju i obudzisz w jego duszy wspomnienie czasów zamarłych, to poczujesz, że masz tu do czynienia z odrębnym niż w Anglii ludem, że choć zlał się on z angielskim zupełnie i zatracił swoją ojczystą mowę, przecież hołduje innym ideałom niż Anglik, kult innych bożyszcz w piersiach swych chroni. Our Scottish soldiers (nasi szkoccy żołnierze), our Scottish nation (nasz naród szkocki), — te słowa towarzyszą ci w tym kraju wszędzie, i to, czy się wdasz w pogawędkę ze starcem pasącym kozy w dolinach Trosachu, czy z dzieckiem przyglądającem się w kościele St Giles, jasnym barwom francuzkich i hiszpańskich chorągwi.
Opowiadają, że gdy córka królowej Wiktoryi oddawała rękę markizowi de Lorne, najstarszemu synowi szkockiego księcia Argyll, pewien Anglik rozwodził się szeroko wobec Szkotów, nad niezwykłą świetnością tego związku. „Pię-
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/85
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 79 —