Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   47   —

że szczęśliwą nie jest, że otoczona całym przepychem tego pałacu, zazdrości pierwszemu lepszemu ze swych poddanych, co w pocie czoła, o pogodnem i jasnem oku, orze skiby na błoniach Kinrosu lub Lanarku. Stoi się więc przy tym psychologicznie tak prawdziwym obrazie długo, patrzy się nań, choć nic tu ponad pospolitość nie wystrzela, i powiada się sobie w duchu: jakże wiernym i prawdziwym był twórca Balladyny, gdy jej złamanej i opuszczonej od wszystkich, włożył w usta te oto słowa:

„Gdybym tak oświecona blaskami klejnotów,
„Zeszła do nizkiej chaty, gdzie lud mój przebywa
„I spytała wieśniaka: czy królowa Szkotów
„Jest szczęśliwa, odpowie, musi być szczęśliwa!
„Byłem niegdyś w stolicy, widziałem pałace,
„Widziałem oświecone okna jej komnaty;
„A ja nędzny, do grobu skazany na pracę —
„Mchem i zielem porasta, strzecha mojej chaty,
„W pocie czoła uprawiam „te skaliste góry!
„Widziałem groby królów, na grobach marmury,
„A prosty grób wieśniaka ciemny wrzos pokrywa!
„Tak, królowa szczęśliwa, musi być szczęśliwa“.

Ale zajrzyjmy do tego przybytku szczęścia, zobaczmy, jak mieszkała ta, której złamane i zbolałe życie w fantazyi poety być musiało przedmiotem zazdrości jej poddanych, wejdźmy do wnętrza jej komnat, przyjrzyjmy się zblizka ich rozkładowi.
Po opuszczeniu galeryi obrazów, wchodzi się