nam spieszno do „apartamentów historycznych“, gdyby nie obrazy historyczne, rozwieszone w nim od góry do dołu. Są to obrazy małej rzeczywiście wartości, ale drogie dla każdego Szkota. Przedstawiają one stu aż królów, i to poczynając od Fergusa I, który doprawdy nie wiem, czy kiedykolwiek rzeczywiście istniał, aż do ostatniego Stuarta. Obrazy liche, malowane wedle jednego planu, ale bo też je malowała jedna ręka. W roku 1684 rząd tego kraju, zawarł kontrakt z malarzem Wittem, zobowiązawszy go do namalowania w ciągu dwóch lat, stu dziesięciu podobizn królewskich. Malarz przystał, zakasał rękę po łokieć, i w umówionym czasie spełnił umowę co do joty. Pojąć łatwo, jaką wartość mają obrazy tak pospiesznie na obstalunek wykonane, to też krótko się przebywa w tej wielkiej sali. Ale zanim przecież się z niej wyjdzie, musi się dłużej przystać przed obrazem sto siódmym, by zabrać znajomość z kobietą, która te mury zapełniła sławą swych występków i nieszczęść, i bądź co bądź jest do dziś dnia ich opiekuńczym duchem.
Staję więc przed obrazem i widzę, co? Przedemną w naturalnej postaci, nie pierwszej już młodości kobieta, ubrana w dziwaczną szatę swego czasu. Pod szyją kryza duża, suknia szeroko u dołu rozpostarta, kolory jej ubrania wytarte. Nic nie wskazuje królowej, żadna oznaka nie
Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/51
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
— 45 —