Strona:Odgłosy Szkocyi.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   121   —

tu tańczyć mazura i nikt im nie zepsułby ani jednej figury. Jest Niedziela, wszystko więc odpoczywa, — i ludzie i zwierzęta i osie od wozów. „Pamiętaj, abyś dzień święty święcił“, czytasz na każdym kroku, święć go więc i ty, bezbożniku, przywykły do najlepszej w dniu tym zabawy na lądzie stałym Europy.
Święć więc!...
Ubieram się i wychodzę na miasto. W hotelu „breakfast“ (śniadanie) zbyt wiele kosztuje, trzeba więc zajść do najbliższej kawiarni. Mijam kilka domów, staję przed "coffee house“, gdzie wczoraj delektowałem się wyborną kawą. Mój „coffee house“ zamknięty. Idę dalej, zamknięty i drugi, i trzeci, i czwarty, i... dziesiąty. Nigdzie więc kawy w Niedzielę tu nie dostanie? Nigdzie, wszystkie bowiem kawiarnie świętują. Wracam zły i zmęczony do hotelu, na szczęście sala restauracyjna otwarta, spożywam breakfast, płacę za to cztery szylingi za dwie osoby (około 16 złotych polskich) i błogosławię zwyczaje tego grodu, bom wczoraj jadł lepsze śniadanie na mieście, za niecałego szylinga.
Dzwonię na kelnera.
— Gdzie dziś dostać mogę obiad w Edynburgu? — pytam.
— U nas, w hotelu „British“, w hotelu „Balmoral“, w hotelu..
— A oprócz hoteli?