Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

meśmy się spostrzegli, zlazł z łóżka i chwiejąc się na długich, wynędzniałych nogach z podniesioną koszulą, nagim brzuchem, podszedł w kąt pokoju. To, co się dalej działo, było tak okropne, przerażające, że słów mi brak, by opisać... Żądze cielesne długo tłumione i trzymane na wodzy, rozpętane teraz gorączką, pod wpływem zwidywań nigdy nienasyconego mózgu, tryskały z całej jego istoty, biły gorącą lawą. Był to wybuch namiętności przez całe życie palącej jego ciało... Z głową opartą o mur, ugiętemi kolanami, drgającemi lędźwiami, otwierał i zamykał ręce, jakby chwytał nagie ciała, wijące się pod nim, jakby obejmował zady wzniesione do góry, przyciskał do siebie piersi i brzuchy... Wydając dzikie okrzyki, ryki ohydnej roskoszy, udawał, że spółkuje, nurzał się w rozpuście urojonej, w której żądza miłości płciowej splotła się z żądzą krwi, w której szał pożądania zmysłowego łączył się z upojeniem morderczem. Wydawało mu się zapewne w tej chwili, że jest Tyberyuszem, Neronem, Kaligulą.
— Biczować ich!... drzeć pasy! — krzyczał.
Zgiętymi na kształt szponów palcami, rozdzierał powietrze i wydawało mu się pewnie, że targa żywe ciało kobiety, wargi jego wyciągały się do potwornych pocałunków, ssały krew z rozwartych, ociekających, świeżych ran. Ale najstraszniejsze na tem całem ciele konającego, targanem okropnym, szaleńczym paroksyzmem, były oczy, niby dwie