Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Sameś jest złodziej! Co pan tu robisz, jesteś mu dziesiątym kołem w płocie zaledwie!...
— Brakuje naczynia, sreber... dam znać do policyi!
— Ja cię drabie każę wyrzucić stąd żandarmom!
Ojciec dopiero zmusił do milczenia kapitana, który gotów był wyrecytować cały swój słownik przekleństw.
W miarę jak stan zdrowia stryja się pogarszał, kuzyn Debray stawał się coraz to bezczelniejszy i nabrał podejrzliwych nawyczek szpicla. Śledził rodziców, chwytał się najwstrętniejszego szpiegostwa i cynicznie nie krył się już ze swemi nadziejami. Ciągle powtarzał:
— Trzeba wszędzie pokłaść pieczęci, kroćset tysięcy!... Jestem generalnym spadkobiercą... o was nie ma ni wzmianki w testamencie... ksiądz drwił z was, kroćset tysięcy...
Osądził, że biblioteka zbyt jest odległa od pokoju umierającego. Przeniósł wielki fotel do kurytarza i teraz tutaj przepędzał całe dni i noce na placówce, radując się w duszy jękami, dyszeniem i charczeniem, dolatującem z łoża boleści, na którem dogorywał w strasznej, pełnej zwidywań agonii stryj. Słyszeliśmy, jak chodził, spluwał, klął i powtarzał:
— Trzeba wszędzie pokłaść pieczęci, kroćset tysięcy starych furgonów.