Przejdź do zawartości

Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/283

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mogę się mylić!... — powtórzył trzęsąc głową.
Starą rękawiczką wytarł stal ostrożnie.
Więc myślisz, że to może trwać miesiące... lata?
— Mój Boże! żyć może długo... umrzeć także lada chwila... To zależy!
Podsunął lancet znowu pod światło lampy, obrócił go w palcach i wpatrzony w lśniącą powierzchnię powtórzył:
— To zależy!...
Potem wsunął instrument w odpowiednie miejsce neceseru, a matka z mętnem spojrzeniem i surową zmarszczką na czole mruknęła: A jeśliśmy bezpożytecznie poświęcili wykształcenie Alberta?
— Ha!... A ileż to razy powtarzałem?... Zresztą to rzecz prosta, poślij go do liceum!
Zamyśliła się.
— Zaczekajmy jeszcze trochę — powiedziała.
Milczenie zapadło głębokie, przykre, ciężkie, jak wieko trumny, a z cieniów zaścielających kąty, czepiających się ścian i zalewających sufit zdawała się wyzierać groza morderstwa.




Stryj był naprawdę chory, ginął w oczach z każdym dniem. Cierpiał na bicie serca i duszność, co go zmuszało do spędzania całych nocy przy