Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeniem... Kochaj naturę i wielbij ją nawet jeśli chcesz, ale nie tak, jak artyści lub mędrcy, głupcy, którzy usiłują ją wyrazić rytmami lub wytłumaczyć formułkami, uwielbiaj ją ślepo, jak dewotki uwielbiają Boga, nie pytając czem jest. Gdy się dasz uwieść zarozumiałemu kaprysowi odkrycia tajemnicy niezbadanej, pierzchnie natychmiast szczęście. Staniesz się ofiarą ciągle dręczących cię powątpiewań i nieczyste poczujesz łaknienie. Niestety żyjesz w społeczeństwie, które drży pod terrorem przemocy prawa, w otoczeniu wstrętnych instytucyj wszelkiego rodzaju, które urągają naturze i zdrowemu rozsądkowi człowieka pierwotnego. Stąd płyną dla ciebie zobowiązania rozliczne względem rządu, ojczyzny i innych ludzi, zobowiązania, które kryją w sobie występki, zbrodnie, podłości, okrucieństwa, uczą cię je szanować i czcić, mieniąc cnotami i obowiązkami... Radziłbym ci odmówić posłuszeństwa i wyłamać się z pod nich, ale istnieją niestety żandarmi, sądy, więzienia i gilotyna. Najlepszą tedy rzeczą, którą uczynić możesz jest złagodzić zło, zmniejszając liczbę zobowiązań społecznych i osobistych, przez oddalenie się od ludzi, a zbliżenie się do zwierząt, roślin i kwiatów, przez życie na ich obraz i podobieństwo owem życiem promiennem, które czerpią wprost ze źródeł natury, to znaczy z krynicy piękna... Przeżywszy tak lata twe bez wyrzutów sumienia co osmucają, bez namiętności miłosnych i pieniężnych,