Strona:Octave Mirbeau - Ksiądz Juliusz.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dywać w trawie pod kulistą akacyą, wpatrywać się długo w błazeńskie młynki, jakie w powietrzu robią sojki, lub śledzić kołującego wysoko na niebie krogulca. Czy był to półsen w ciszę zapadłego, odpoczywającego człowieka, czy cierpienie, czy prostracya pobitego raz na zawsze?
Wedle opowiadań Małgorzaty, usposobienie księdza Juliusza było i teraz ciągle bardzo zmienne. Ataki gniewu stały się mniej gwałtowne, wpadał w ekstazę, rozczulenie, spoglądając na rośliny i ptactwo, któremu rzucał często okruszyny chleba i ziarno i które leciało za nim czasem całemi chmarami. Znikł prawie z oczu, więc przyzwyczajono się bez strachu niemal wspominać »Kapucynów«, chociaż biblioteka i kuferek nieraz jeszcze były przedmiotem dociekań i rozmów ludzi wieczór przy kufelku.
Wypadki, o których mówiłem wyżej, utrwaliły i pogłębiły przyjaźń mych rodziców z sędzią pokoju i jego żoną. Matka liczyła niewątpliwie, że znajdzie w tej przyjaźni oparcie moralne... któż wie... może i materyalne nawet, gdyby kiedyś w przyszłości przyszło do procesu. Pani Robin ze swej strony czuła się szczęśliwą, że odgrywać może rolę powierniczki w komedyi, która jej nie przynosiła żadnej straty, a której różnemi komplikacyami i niespodzianymi zwrotami, złośliwość jej przyrodzona lubowała się i roskoszowała do syta. Nie mogła też darować stryjowi, że odmówił uczestniczenia w obiedzie, na który wystroiła się z taką