Strona:Ochorowicz, Junosza - Listy. Do przyszłej narzeczonej. Do cudzej żony.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

z trzciny nadbrzeżnej woła na cię dzika kaczka, w górze rybitwa zatacza szerokie kręgi i jak kula spada na wodę po zdobycz, to znów ryba mąci powierzchnię wody, błysnąwszy nagle przed oczami srebrną łuską, para gołębi przelatuje tuż nad twoją głową, łomocząc skrzydłami, czapla zapada na płytkie wybrzeża, jaskółki muskają w przelocie toń gładką, a tam z lasu biegnie w podskokach trwożnie sarenka, aby pragnienie ugasić. Znam ja, Pani Dobrodziejko, tę ciszę pozorną, tę niby martwotę pełną życia i oddawna wiem o tem, że ciszy nigdzie niema: choćby człowiek szukał jej w podziemiach, to i tam przyjdzie za nim nietoperz, szczur, pająk, przyjdą różne robaki, aby zaprotestować i powiedzieć, że ciszy bezwzględnej niema i że jej szukać próżny trud. I polowanie nie jest dla mnie pokusą; nie mogę się przekonać do tej niby rycerskiej rozrywki, polegającej na zabijaniu lub kaleczeniu zwierząt. Z zaproszenia Pani korzystałbym chętnie, nie dla ciszy, której nawet w najbardziej zapadłych zakątkach wioskowych niema, nie dla polowania, nie posiadającego, jak dla mnie przynajmniej, powabów, ale dla towarzystwa, dla oderwania się chwilowego od atramentu i papieru, który mi Pani chce wagonami sprowadzić. Niech Pani cofnie zamówienie i wstrzymać każe transport, ja nie przyjadę i z gościnności korzystać nie będę, gdyż nie mogę teraz. Z zaproszenia wolę sko-