Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  63   —

synów do szkoły, zalecając bez ustanku, by zawsze myśleli o tém, aby łaska Boża była nad niemi. I mignéły cztéry lata, znów Tomasz i Jakóbek wrócili do chaty, jeszcze z śliczniejszemi księgami, a co największa, z najpiękniejszém świadectwem przełożonego szkoły, który dosyć ich skromności, uległości i pilności nachwalić się nie mógł.
Ojcze Dobrodzieju! rzekł znów dnia jednego Maciéj do Księdza plebana, widzę to dobrze, że moim dwom chłopakom nie siedziéć doma; puścić to trzeba te ptaki w świat széroki, niechajże poprobują skrzydeł. Mój pobożny Tomek zwierzył się matce, że chciałby zostać księdzem, Jakóbek znów wprasza się nieboże, by go wysłać do szkoły gospodarskiéj wiejskiéj do Warszawy. Sąsiedzi krzyczą, że to zbytki, a ja przypominając sobie ostatnią naukę Ojca Dobrodzieja, w któréj przemawiał do gromady, że nauka skarb prawdziwy, usłucham świętéj rady, i uczynię zadość pragnieniu chłopaków.
Pleban złożył ręce, w milczeniu spojrzał w niebo, jakby dziękując Bogu, że ziarno jego nauki na żyzną trafiło rolą, i ściskając dłoń zacnego chłopka, wyrzekł uroczyście.
Czyń, jakeś wyrzekł, i idź za Bożém natchnieniém! wychowałeś synów w bojaźni Pańskiéj, w świętéj cnocie, nauczyłeś ich własnym przykładem, co to jest mądrość prawdziwa, będziesz obfite owoce zbiérał z twojego zasiewu.
I znów w tymże samym kościółku szanowny ple-