Strona:Obrazki z życia wiejskiego.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—  32   —

w piersi, choć ci ja piłem z rozpaczy, boć nikomu tak źle jak nam się nie wiedzie, od lat siła. Dwa lata temu spaliła się stodoła ze zbożem, padły dwie krowy; łońskiego roku grad wybił zboże, siwek nogę złamał, i wy takeście długo niedomagali. Bóg nas opuścił, o! opuścił widocznie. A przecież już od roku i kropli wódki nie miałem w ustach, — chodzę na odpusta, odprawiam nowenny i do świętego Antoniego i do Matki Bozkiéj i do Pana Jezusa, a Pan Bóg jak karze, tak karze, za dawne grzéchy. Michałowa nic odpowiedziéć nie mogła na te słowa, tylko załamawszy ręce, zanosiła się od płaczu.
— Ale czemu, gdy mnie grzésznika Bóg karze, to karze i was, niewinną kobiétę i karze to święte dziecię, naszę Marychnę; cóż ona zawiniła Panu Bogu? Oj! opuścił nas Pan Bóg opuścił. — Opuściła nas Najświętsza Panna ze Swoim Synem.
— Oj, nie opuściła nas Najświętsza Panna, nie; ani Jezus najmilszy, zawołała śliczna dziewczyna, biała jak lilija , wybiegając z owéj nędznéj chaty i głośno płacząc rzuciła się matce na szyję.
Michałowa przytuliła ukochaną jedynaczkę, piętnastoletnią Marysię do serca, pytając troskliwie o powód jéj łez i smutku.
— Ja nie smutna; Matulu, odpowiedziała Marysia, nie, a jeżeli płaczę, to z radości.
To mówiąc siadła na progu chaty, pomiędzy ojcem i matką. A w téjże chwili słonko ślicznie