Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/166

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uciekał. A ja niby spał, alem słyszał dobrze! A klucznik wpadł do mnie w nocy do kaźni, szukał czegoś, ale nic nie znalazł. A potem już do kaźni nie chodził, tylko stał pod drzwiami i krzyczał. A ja mu grał tak ładnie. Ha, ha, ha! A on wziął i umarł! Tak mu trzeba!
— Bestya sobacza! — mruknął dyrektor, widząc tę bestyjską radość idyoty i zrozumiawszy cały związek jego słów. — No co z nim udelasz! czy bit’ ho, czy powisit’ ho? Kiedy on hloupy jak but! Niech tie hrom bije!
I splunąwszy, wyszedł z kaźni.