Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

będzie po szesnaście. Jeżeli chcecie, to i zadatek wam dam, żebyście mieli za co nitek nakupić. A wiecie co, róbcie przez pół — połowę czepców białych, a połowę zielonych, bo w niektórych wsiach noszą białe, a zielonych nie kupują.
— Kiedyż-bo zielona nitka mocniejsza! — rzekł prostodusznie Staromiejski.
— Oto stary dureń! — pomyślał sobie Hawa. — Ja gdybym wiedział, że te mocniejsze, a te słabsze, tobym mocniejszych ani nie robił, ani nie sprzedawał, bo to przecież dla mnie samego strata. Czyż to ta baba nie mówiła, że jeden czepiec dziesięć lat nosi? A więc przez dziesięć lat drugiego nie kupi. Tfu na taką głupią głowę!
I dodał głośno:
— Wy już o to nie dbajcie, które mocniejsze, a które słabsze, a róbcie tak, jak ja was proszę. Ja wiem, że wasza robota dobra, zobaczę, jak też pójdzie rozsprzedaż. A jeżeli pójdzie dobrze, to my z wami zrobimy taką zgodę, że wy będziecie sobie pomaleńku robić i pieniądze zbierać, a ja będę rozsprzedawać. Dla was nie będzie kłopotu, a może też i mnie co kapnie.
— Czy jeszczeby takiemu spekulantowi nie kapnęło! — rzekł Staromiejski, klepiąc Hawę po ramieniu. — Ciebie pewnie matka w same kuczki urodziła i do tego w dżdżyste, i pod okapem położyła, to już tam na ciebie dobrze nakapało, nie bój się!
Uderzyli po rękach, i Hawa natychmiast dał Staromiejskiemu w zadatku tego samego guldena, którego dopiero zarobił na jego czepcach. A na drugi tydzień,