Nie uwierzycie moi kochani, jak mi się już było sprzykrzyło rzezać sieczkę na tej prostej ręcznej skrzynce! Kiedy, bywało, nadchodzi zima, to człek więcej się boi tej głupiej sieczki, niż w lecie kośby. Bo to skoro świt, idźże zaraz na tok; mróz aż trzaska, a ty uważaj na latarnię, żeby nie było jakiego nieszczęścia, co chwila poprawiaj rzezak, gnieć i ciągnij, aż ci w stawach trzeszczy, zanim wymęczysz ten nędzny mieszek siekaninki. Ledwie, że dla koni na cały dzień starczyło, o bydlęciu nie było i mowy. Z czasem, kiedy mi chłopaki podrosły, nowa bieda. Narobi się to przez cały dzień boży, namęczy, gdzie mu tam wieczór stawać do skrzynki. Ległby i spał jeden z drugim, a nie rzezakiem machał; tak tedy, powiadam wam, biedowałem, że mi aż było obrzydło!
Aż naraz słyszę, gadają ludziska, że wyszły takie skrzynki, co to maszyną rżną sieczkę: drobniutko jak mak, a lekko i prędko. Troje ludzi taką skrzynką i pięćdziesiąt mieszków drobnej sieczki narznie! Zrazu i wierzyć nie chciałem. Ktoby tam — myślę sobie — pamiętał o biednym chłopie, że mu to ta sieczka tak gorzko daje się we znaki i dla niego aż ma-
Strona:Obrazki galicyjskie.djvu/025
Ta strona została uwierzytelniona.
Historya mojej sieczkarni.