Jesteśmy! hura! jeszcze krok,
Niech każdy ima szczebli,
Lecz w tejże chwili, ileż ust
Śmierć naszym zuchom knebli!
Z wnętrza reduty nakształt fal
Straszliwy ogień praży,
Gdy jeden szereg trupom legł,
Już drugi jest na straży.
Zuguj, choć konał, jeszcze w łeb
Pogański gromko bije,
Na szańcu wola Szoim nasz:
„Moldawa niechaj żyje!“
Jaszanie, bracia, w własnej krwi
Pocięci się tarzali.
Waleczni! oni życie swe
Bez jęku oddawali.
Waleczny rotmistrz, choć mu skroń
Pokryły krwi potoki,
Woła: „Kto indyk, sępem bądź,
Uderzaj w gór opoki!“
Sztandaru nie wypuścił z rąk
I tak się piął na mury,
A ja z sierżantem w jego ślad
Dążyliśmy do góry.
Nie straszny ogień, szabla, dym,
Bagnety, ni kul bicie,
Kroczymy naprzód — oto już
Jesteśmy tam, na szczycie!
Allah! tysiączna wrzeszczy pierś,
Kłębią się miecze, lance;
Rumuński sztandar, niby strach,
Zatknięty jest na szańce!
Hura! Z sztandarem igra wiatr
I słychać szum zdaleka,
Leżymy we krwi, pełni ran,
A życie z nas ucieka.
Wyśmiewa Turków sierżant zuch
W przedśmiertnej swej agonji,
Nasz rotmistrz śmiechem wita zgon
Wśród chrzęstu naszej broni.
Nim me powieki skleił sen,
Gdy dłoń ma broń ściskała,
Krzyknąłem : „Teraz umrzeć chcę,
„Ten dzień to nasza chwała!
Nocą, zbudzony widzę tu
Przed sobą szczęścia czary,
Na moich ranach błyszczy krzyż
Virtuti militari.
O Panie! Spraw, niech chorą dłoń
I ranną pierś znów wskrzeszę
I niechaj, rześki, świeży znów
Na boju plac pośpieszę,
Bo piękniejszego nie ma nic
Na wszystkich ziem obszarze,
Jak bohaterom módz się zwać
I chrobrą śmierć mieć w darze.
(Wł. Trąmpczyński).
W mojem wnętrzu piekło wzbiera
I zabójcze czuję męki,
Rozkładowy ból mnie zżera,
Znikąd zbawczej dla mnie ręki.
Hardy, jak pogańskie plemię,
Rzucić teraz byłbym w stanie,
Tę pustynną, nagą ziemię
Przeciw tobie — Boże! Panie!