Gabryela. Jesteś łaskawym, jak Bóg!
Prosper. Jak ojciec, kochanie;
Lecz odzyskam twą miłość, na to sił mi stanie...
Gabryela. A czy wrócisz mi swoję? (Prosper chwyta ją w objęcia).
(Kazimierz Kaszewski).
Głupota, grzechy, błędy, lubieżność i chciwość
Duch i ciało nam gryzą, niby ząb zatruty,
A my karmim te nasze rozkoszne wyrzuty
Tak, jak żebracy karmią swych szat robaczywość.
Upór jest w naszych grzechach, strach jest w naszych żalach,
Za skruchę i pokutę płacim sobie drogo
I wesoło znów kroczym naszą błotną drogą,
Wierząc, że zmyjem winy — w łez mizernych falach.
Djabeł to trzyma nici, co kierują nami!
Na rzeczy wstrętne patrzym sympatycznem okiem —
Codzień do piekieł jednym zbliżamy się krokiem
Przez ciemność, która cuchnie i na wieki plami.
Niby rój glist, co mrowiem gęstem się przewala,
W mózgu nam tłum demonów huczy z dzikim śmiechem,
A śmierć ku naszym płucom za każdym oddechem
Spływa z głuchemi skargi, jak podziemna fala.
Jedli gwałt i trucizna, ognie i szylety
Dotąd swym żartobliwym haftem nie wyszyły
Kanwy naszych przeznaczeń banalnej, niemiłéj,
To dlatego, że brak nam odwagi — niestety!
Ale pośród szakalów, śród panter i smoków,
Pośród małp i skorpionów, żmij i nietoperzy,
Śród tworów, których stado wyje, pełza, bieży,
W ohydnej menażeryi naszych grzesznych skoków, —