Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/226

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   222   —

Papież, cesarz — nie ludzie dwaj, jak dziś widzimy —
Lecz Piotr i Cezar, sobą dwa kojarząc Rzymy
Tak, że oba w tem stadle być płodnemi muszą —
Ród ludzki świeży, świeżą ożywiając duszą —
Ryczałtem przetapiając ludy i tulowy
Królestw, by z tego wyszedł kształt Europy nowy —
I mnąc w dłoniach na wrzący odlew przyszłej chwały
Bronz, z rzymskiego starego świata pozostały.
O, cóż za ogrom! — Jednak — jego tu mogiła...
Więc wszystko kres ma — niemal jakby rzecz niebyła!
Jakże? Być razem: księciem, królem i cesarzem,
Być prawem oraz mieczem, którym krnąbrnych karzem,
Na Germanii opierać stopy swe olbrzymie,
Nosić godność cesarza, Karol mieć na imię,
Być większym, niż niejeden z tych, co trzęśli światem,
Być tak wielkim, jak wielki świat — i skończyć na tem!
Ach! Ty chciwcze cesarstwa, spójrz w garść, gdzie się zmieści
Proch cesarza! Świat cały niechaj drga od wieści
Twych tryumfalnych zgiełków. Chciej być w pierwszym rzędzie
Z twem nadwładztwem i nie mów nigdy: dość już będzie, —
Z brył olbrzymich strasznego gmachu czyń ciosanie —
O szaleńcze! czy wiesz ty, z tego co zostanie?
Ten głaz oto. A z imion twych, półboskich prawie,
Kilka głosek, bąkanych gdzieś na szkolnej lawie!
Jakbądżbyś w górę sięgnął — pod tą prochu warstwą,
Tu, w dole, kres twej żądzy...
Jednak — ach! Cesarstwo!
Nie. Mieć je chcę i muszę. — „Będziesz bez pochyby
Mieć je“ — tak mi coś mówi. Mieć je będę. Gdyby
Mieć już!... Być tym, co wszelkie rozpoczyna życie —
Stać, jak posąg na krętej piramidy szczycie —
Być kluczem nad spiętrzoną z rzeszy państw arkadą —
Widzieć: jak władcy rzędem pod twe stopy kładą
Swe głowy, byś obuwia proch ocierał o nie —
Widzieć pod niemi innych tłum na lennym tronie:
Margrabiów, kardynałów, dożów, książąt w zlocie —
Dalej: opactwa, wodze klanów, szlachty krocie —
Dalej urząd i wojsko — aż gdzieś całkiem nizko,
W cieniach, na dnie otchłani — ludu rojowisko!
Lud — to znaczy: czerń, odmęt, co jak morze ryczy —
Wykrzyki, jęki, czasem śmiech wśród łez goryczy —
Skarga, co budząc tłumy nędzne niesłychanie,
Dosyła nam w oddźwięku turniejowe granie.
Lud — miasta, grody, których liczby znać nie mogę —
Dzwonnice świątyń — na to, by z nich bito trwogę! —
Podkład, który w pochodzie na swych barkach niesie
Ten gmach niezmierny, wsparty na biegunów kresie —
Odmęt, jak płyn niestały — który, gdy chce, zmienia