Przejdź do zawartości

Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   81   —

Posejdon, Hermes, Hefest; Trojanom: Ares, Apollo, Dyana, Latona, Afrodyta i boska rzeka Ksantos. Gdy przyszło do walki, staje najprzód Eneasz przeciwko Achillesowi; gdy był w niebezpieczeństwie, Posejdon skrywa go w chmurze; podobnie Apollo uprowadza Hektora; mnóstwo natomiast Trojan ginie z ręki Achillesa, Wreszcie oba wojska cofają się, Trojanie kryją się za mury twierdzy; na polu pozostaje tylko Hektor, którego napróżno rodzice przywołują do miasta. Wprawdzie gdy ujrzał naprzeciw siebie Achillesa, mimowoli uciekał i trzykrotnie obiegł Ilion, ścigany przez bohatera achejskiego, ale następnie złudzony przez Atenę, która wzięła na siebie postać jego brata Deifoba, staje do walki nierównej, gdyż Achillesowi bogini dopomagała, a łudziła Hektora. Obrońca Ilionu pragnął przed ostatecznem starciem się wejść w układ z Achillesem, żeby, kto zwycięży, zadowolnił się zdjęciem zbroi, lecz ciało oddał do pochowania tym, do których należał. Achilles nie chciał o żadnym słyszeć układzie; w śmierci Hektora chce pomścić wszystkich poległych Achejczyków, a zwłaszcza Patrokla.

 
Rzekł, i dzidę rozmachnął, aż rwała się sama,
Cień posnuła za sobą. Zoczył syn Pryama,
Przysiada, umknął śmierci, a miedziana strzała
Przemknęła się łyszcząco, w ziemię zagrzebała;
Tedy, tajna przed wodzom, co nad trojańskiemi
Hetmanił zastępami, wydarłszy grot z ziemi
Pallas do Achillesa prawicy go niesie.
— „Chybiłeś, mówi Hektor, kłamco, Achillesie,
Bóg ci wróżył mą dolę; chciałeś, by na hasła
Zręczne, lecz chytre, męskość już we mnie wygasła?
Nie: w grzbiecie zbiega dzida twoja nie uwięźnie;
Wstępnym bojem mierz w piersi, niech w piersiach uwięźnie,
W imię losów; lecz strzeż się i ty, krwi przelewco.
Ach! bodajbym grot w tobie utopił po drzewco,
Raźniej po trupie zbójcy snułyby się boje;
Ty jesteś najstraszniejszy pogromca na Troję“,
Wraz dzidę długo-ciemną do lotu wypręży;
Drgnęła: nie chybia, padła na jądro pawęży,
I odpadła; aż wściekłość Hektora pochwyca,
Że mu rękę zawiodła marna latawica,
Niema drugiej; i smutek i strach go przenika;
Głośno woła Dejfoba, biało-pawężnika,
— „Włóczni, bracie“; lecz brat go nie słyszy z daleka!
Zrozumiał on, i w tęsknym duchu tak wyrzeka:
— „Więc na bogów wezwanie już stoję nad grobem.
Kiedym wierzył, że walczę pospołu z Dejfobem,
To on w zamku — więc zwiodło bóstwo z sowiem okiem:
Tylko śmierć przy mnie stoi, nie zdala: pod bokiem;
I niema już ucieczki — snać takie skazanie
Chmurowłdcy i syna o srebrnym kołczanie,
A bronili, i chętnie, od grotów powodzi;
Dziś Mojra, bóstwo zgonu, już po mnie przychodzi;
Lecz nie legnę tchórzliwie, w nierozgłośnej ciszy:
Pierw czyn spełnię, o którym potomność zasłyszy“.
Umilkł, z nabiedrnej pochwy toczony miecz chwyta,
Krępem, dwusiecznem ostrzem łysnął Pryamita;